literature

[APH/FrUK] Filizanka

Deviation Actions

WildRoe's avatar
By
Published:
2K Views

Literature Text

Słyszę pukanie do drzwi. Wstaje, podchodzę do nich i patrzę przez judasza.
Widzę ciebie. Prycham pogardliwie i krzyczę;
- Odejdź! Nie chcę cię widzieć!
Wracam do salonu. Siadam przy stole. Wyciągam trzęsące się ręce w kierunku filiżanki, ale chwytam gazetę. Czarne literki zlewają się w jeden ciąg, nie mam pojęcia, co czytam. Usiłuję zrozumieć tekst poprzez zdjęcia dołączone do artykułu. Ale, jak na nie nie spojrzę, na każdej widzę ciebie. Twoją piękną twarz wykrzywioną gniewem.
Ze złością odrzucam gazetę za siebie. Chwytam dłonią filiżankę i przysuwam ją do ust.
Piję dużymi, nieeleganckimi łykami, a gorzka ciecz spływa mi po brodzie i brudzi kołnierzyk koszuli. W oddali rozbrzmiewa jednostajne pukanie.

Puk, puk, puk.

Mam wrażenie, że to cholerne pukanie wyżera mi dziurę w mózgu.
Ciężkim ruchem ręki odstawiam naczynko na spodeczek.
Trzask.
Chińska porcelana pękła w całości. Spoglądam na nią ze złością. Mam wrażenie, że to ona jest winna całemu złu świata. W miejscu, w którym piłem jest nadgryziona i przyozdobiona czerwienią.
Dopiero teraz orientuję się, że usta mnie pieką. A kiedy przesuwam po wargach palcami zostaje mi na nich ten sam krwistoczerwony wzorek, co na filiżance. Przygryzam usta, jakby chcąc zmniejszyć ból.
O dziwo ten się powiększa. Jest co raz mocniejszy.
Tak samo jak pukanie za drzwiami.
Puk. Puk. Puk.
O co ci chodzi? Myślę, patrząc na ciebie z okna na stryszku. Po co chcesz się ze mną spotkać? …Żeby mnie znów zranić?

Śledzę cię wzrokiem. Toniesz w deszczu. Twoja koszula przylgnęła do ciebie tak bardzo, że, gdyby nie jej kanarkowy kolor, wyglądałaby jak twoja druga skóra.
Kiedy cię obserwuję łapię się na tym, że dłubię palcami w ranie. Później ssę usta, językiem delikatnie przejeżdżam po piekącym miejscu. Łagodzę ból. Tak bardzo przypomina mi to nasz związek…
Ból zadany przez przypadek. Drobna rana rozdrapywana przez jedno z nas. Ból kojony pocałunkami.

Ale nie mogę złagodzić bólu miłości. Mówię do siebie z żalem. Patrząc na ciebie, tak wiernie stojącego pod moimi drzwiami, przesuwam dłońmi po ciele.
Zastygam w bezruchu, kiedy dzwoni mój telefon.  Niespokojnie spoglądam na w dół.
Nie bawisz się technologicznym cudeńkiem. Stoisz jak stałeś. Pukasz.
Nie patrząc na wyświetlacz. Odbieram.
-  Co to ma znaczyć?!
Krzywię się na wysoki pisk Ala.
-  Co ma znaczyć, co?
Dzieciak prycha w słuchawkę.
-  Nie udawaj głupka, Arti.
-  Więcej szacunku. Mów konkretnie, o co ci chodzi to może zrozumiem twój bełkot kaleczący poprawną angielszczyznę.
-  Przez ciebie musiałem przerwać grę na konsoli.
-  Co mnie obchodzi twoja konsola?!
Warknąłem głośno. Za głośno. Mój, nieproszony, gość chyba zorientował się gdzie jestem. Wbił we mnie swoje spojrzenie.
Cholera. Ukryłem się, za zasłoną.
-  To cię obchodzi, że jak teraz nie zejdziesz i nie otworzysz mu tych drzwi, to oberwiesz tą konsolą w łeb.
-  Ale z ciebie bohater. Powinieneś bronić niewinnych ludzi, a nie ich bić.
Chłopak wzdycha. Milczy przez chwilę, a ja zaczynam się obawiać tego, co ma d o powiedzenia.
-  Daddy zrób to. Dla niego i dla siebie. Pogadajcie. Please, daddy.
Jednostajny dźwięk przerwanego połączenia zlewa się z rytmicznym pukaniem do drzwi.

Przegrywam te walkę z nimi i z samym sobą. Staję przed drzwiami.
-  Czego… Czego chcesz?
Pukanie ustało. Po chwili ciszy odpowiedział mi łagodny głos.
-  Tylko porozmawiać, najmilszy.
Jak ten śpiewny głos mógł być tak zniekształcony przez krzyk i gniew?
Skuliłem się na wspomnienie ostatniej kłótni.
-  O czym?
Oczekiwałem na odpowiedź w napięciu. Bałem się usłyszeć, co masz do powiedzenia, a zrazem czekałem na to, co powiesz z dziwnym utęsknieniem.
-  O nas.
Zamilkłem. Zamilkłem cały. Zamilkło moje serce i moje płuca. Umysł nawet nie śmiał się odezwać.
Intuicja kazała mi uciekać, jednak byłem zbyt odrętwiały.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze wiszącym przy drzwiach.
Obraz nędzy i rozpaczy.
Wymierzyłem sobie dwa lekkie policzki. To mnie trochę otrzeźwiło. Wykrochmaloną koszulę obciągnąłem nerwowym ruchem. Przedramieniem przejechałem po ustach, chcąc zatamować krwawienie rozmemłanej rany.
Spojrzałem chłodno na swoje odbicie.
Otworzyłem drzwi gotowy na walkę o swoje szczęście.



A jednak nie byłem gotowy. Wiem to, kiedy tylko widzę te lazurowe oczy wbite w moje usta. Twój karcący, zmartwiony wzrok.
Wiem, że przegrałem.
Wiem, że pogrożę się, jeśli usłyszę twój głos i zobaczę twoje błagające spojrzenie.
Wiem, że znów zrobię, co tylko sobie zażyczysz.
…boję się, że chcąc być dobrym dla ciebie, zatracę siebie…

Zapraszam cię do salonu. Staram się być chłody. Nie ponosić się emocjom.
Nie wiem jak mi to wychodzi, ale przynajmniej nie zwróciłeś jeszcze uwagi na moje trzęsące się kolana. Jest dobrze.
Obydwaj siadamy przy stole.
Patrzymy na siebie w milczeniu. Nie wiem, dlaczego tak mi się tak przyglądasz. Ale wiem, dlaczego ja nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
Śledzę twoje ruchy. Drobne drgnięcia brwi i powiek. Liczę długiem rzęsy przysłaniające oczy. Wpatruję się w to bezkresne, bezchmurne niebo twoich tęczówek. Oczyma badam, niemalże niewidoczne, blizny na twoich ustach.  
Chłonę cie samym sobą, bo wiem. Wiem, że to może być nasza ostatnia chwila sam na sam.

Unoszę brew. Niby od niechcenia poprawiam rękawy koszuli.
- To, czego chciałeś?
- Jak mówiłem pogadać, o nas.
Żeby opanować drżenie dłoni kładę je na stole.
- O nas? A są w ogole jeszcze jacyś my. Myślałem, że ostatnio dość jasno dałeś mi do zrozumienia, że możesz mieć każdego.
- Ty nie jesteś każdy.
Spoglądam na ciebie zaskoczony. Mam wrażenie, ze serce eksploduje mi ze szczęścia. Jednak staram się pozostać rozsądny.
- Masz rację nie jestem każdy. Nie jestem na twoich usługach.
Marszczysz brwi i rzucasz to swoje spojrzenie. Musisz się postarać, żeby było jak dawniej.
- Oczywiście, że nie jesteś każdy. Jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Zaczynam się zastanawiać, czy jestem jedyny w swoim rodzaju, bo zawsze możesz do mnie wrócić czy naprawdę chodzi o coś głębszego.
Już nie patrzę na ciebie. Nie mogę.



Wysłuchuję, co masz do powiedzenia. Słyszę twój głos, ale nie rozumiem twoich słów.
Mówisz o nas. Ale jakich nas, skoro dla ciebie my nie oznacza związku bez zdrad.
Mówisz o swoim uczuciu do mnie. Jednak odnoszę wrażenie, że grasz.
Grasz, żeby mi nie było przykro. Żeby utrzymać nas oboje w słodkiej obłudzie.

Nie mogę już słuchać twojego słodkiego trajkotu. Zapewnień o wierności. Wyznań miłości.
Mam dość.

Przez chwilę wiercę się na krześle, a kiedy pytasz, co się stało, milczę.
Milczę i zbieram się na odwagę.
Wreszcie patrzę ci w oczy.
- To koniec. Na zawsze.
Znów pojawi się gniew? Boje się twojego krzyku.
- Dlaczego? Nie kochasz mnie?
Pytasz tylko o to. Smutek zagląda ci w oczy.
- Kocham.
- Więc dlaczego?
Przygryzam wargę. Rdzawa w smaku krew utrzymuje mnie w realnym świecie.
- Bo kocham cię za mocno.
Uśmiechasz się radośnie. Myślisz, że wygraną masz w kieszeni, ale wtedy dodaję;
- Kocham cię za mocno i robiąc, co zechcesz  zatracam siebie.
Wzruszasz ramionami jakby ci to nie przeszkadzało.
- Nie chcę być kimś innym. Nie chce się zmieniać nawet dla ciebie.
I znów pojawia się gniew. Krzyk. Łzy.
Krzyczysz długo. Bijesz mocno.

Kiedy wreszcie udaje mi się ciebie wyrzucić za próg, wiem, że już nigdy więcej nie otworze tych drzwi przed tobą.
Że już nigdy więcej ja się przed tobą nie otworzę.


Wracam do salonu. Smutnymi oczyma spoglądam na pokruszoną filiżankę.
Palcami gładzę pęknięcia, raniąc opuszki.
Tak, myślę. Jesteśmy jak ta filiżanka, Francisie. Piękni w swojej miłości, ale kiedy się coś zniszczy, nie sposób tego naprawić. Jesteśmy jak zniszczona chińska porcelana. Można nas już tylko wyrzucić.
Spoglądam na nienaruszony spodek. Kładę go obok zniszczonej skorupki. Na spodeczku nie ma ani jednej rysy.
Ty jesteś spodkiem, ja filiżanką.
Po pierwsze, przepraszam za błędy.
Po drugie, dla wszystkich którzy lubią FrUK'a~

O czy? W skrócie skrótów to chyba o toksycznej miłości. Albo o tym jak trudno zostawić ukochaną osobę.
Nie umiem pisać T.T
© 2013 - 2024 WildRoe
Comments35
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Kirinchin's avatar
Kilka tycich literówek, ale wybacz, nie chce mi się ich znów szukać XD
Ogółem opowiadanie przypadło mi do gustu, jest naprawdę świetne! ;D Choć nie lubię FrUka ;P
Kawałek z Alfim mnie rozwalił XD
Doskonale oddałaś uczucia Arhtura :)
Nie wiem co jeszcze napisać :I
Ale to było wyjebiste XD
Zwłaszcza te porównanie na koniec ich miłości do filiżanki, a ostatni wers jest po prostu zajebisty XD
,,I znów pojawia się gniew. Krzyk. Łzy.
Krzyczysz długo. Bijesz mocno. "
Dwa wersy, a jak bardzo trafiają do czytelnika :33

PS. Sorrka za nieskładny komentarz ;p